" Afferant Montes Pacem Populo-Niech góry przynoszą ludziom pokój "

Tomasz, Groszek i Ja, czyli Wielka Fatra na weekend

Tym razem było inaczej – nie organizowałem wycieczki! Przyznam się, że to bardzo dziwne uczucie. Skorzystałem z zaproszenia na wyjazd w nieznane miejsce. Nie znałem też organizatora, nie kupiłem mapy. Zaufałem bezgranicznie.

Myślę że właśnie w ten sposób, z otwartą głową i sercem, odkrywa się nowe miejsca, rodzą się prawdziwe przygody i nowe przyjaźnie.

Sklabinský Podzámok przywitał nas szaro-buro. Pogoda po prawdzie była stabilna, ale szansa na dobre zdjęcia i lot dronem Mantis Q od firmy AeroMind malała z każdym pokonanym metrem.

Celem był Klak (1394 m n.p.m.) – dumnie wznoszący się szczyt w Wielkiej Fatrze, w Karpatach Zachodnich, na Słowacji. Szeroka, utwardzona droga pięła się zakosami w górę. Wcinała się w wąską i głęboką dolinę, niczym gumka od majtek. Oko radował bukowy las ( upstrzony zielonym świerkiem) i kilka panoram. Owe panoramy zapowiadały niezłe widoki na szczycie. Na tym etapie szlak jednak nie był pasjonujący. Pstrykałem więc salamandry, widoki, drzewa. Rozmowy “zagadywały” kolejne metry.

Tomasz czekał na Nas cierpliwie. Uraczył pyszną herbatą z imbirem i miodem, poczęstował czekoladą. Nim zdążyłem powiedzieć, że szlak nie jest z tych emocjonujących, Tomek pokazał dalszą część trasy. Tu zaśmiałem się nerwowo. Za plecami piętrzyła się góra. Cała zasypana suchym liściem, stroma aż po niebo.

Kije trekkingowe Viking (recenzja TU ) poszły w ruch. Świst zachłannie łapanego powietrza mieszał się z przyjemnym szelestem listowia. Dawno już nie gramoliłem się na taką stromiznę. Krok po kroku, metr po metrze wyszliśmy na Koskarova Luka. Tu diametralnie zmieniła się pogoda. Weszliśmy w chmury, a wiatr szybko zaczął nas wychładzać. Trochę zrzedły nam miny. Liczyliśmy na spektakularne widoki, a przed nami jawiły się tylko jesienne trawy. Resztę przysłoniła mleczna kurtyna. Pozostało założyć kurtki, kaptury i ruszyliśmy ku szczytowi. Między kamieniami leżał pierwszy śnieg. Trawy, paprocie, drzewa – wszystko tańczyło w rytm melodii nuconej przez wiatr.

Na Klak weszliśmy razem. To mała, skalna piramida, piętrząca się powyżej linii lasu. Chmury przerzedziły się, a nam głośno opadły szczęki. Widoki wciąż były szaro-bure, ale cudnej urody. W słoneczny dzień musi być tu niesamowicie. Zaczęliśmy snuć nawet plany wiosennego biwaku w okolicach szczytu. Smar w aparacie wydawał się być zaskoczony niską temperaturą. Kilka zdjęć i rozpoczęliśmy odwrót. Końcowe kilometry przeszliśmy po nocy. Latarka Maverick od Mactronic wskazywała nam drogę. Za nami 15 km szlaku i kilometr przewyższenia. Głodni, ale bardzo zadowoleni z mijającego dnia, wróciliśmy do Sklabinský Podzámok.

Nie padało. Temat biwaku odłożyliśmy więc na bok. Czas uzupełnić płyny i coś przekąsić. Za barem przywitał nas uśmiechnięty brodacz. Zanim się odezwaliśmy, już przygotowano stół i wjechały piwa. Czy mogło być lepiej? Mogło! Było!!! Poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi. Wszystkich łączyło to magiczne miejsce. Trunki się mieszały, języki plątały. Łatwiej było się porozumieć.

Osobista siekiera (którą w pocie czoła zrobił Paweł Surdel) poszła w ruch. Wióry leciały. Potem rozpaliliśmy ognisko. Bushcraftowy hit sezonu – składana patelnia Muurikka stanęła na wysokości zadania. Risotto grzybowe wyszło wybornie. Potem tylko hamaki i spać. Ja wskoczyłem w morze puchu od Cumulus. Zapadłem się w pierzu i jak śpiąca królewna, zapadłem w głęboki sen.

Niektórzy mówią, że chrapałem. Odważni nawet mówią, że zagłuszyłem potok. Muszę jednak wyraźnie i stanowczo zaprzeczyć. To było nocne czuwanie – skuteczna próba odstraszenia niedźwiedzi, które podobno licznie schodziły o tej porze do gospodarstw. Czasem po trawę i zmarznięte jabłka, czasem przypiętego do łańcucha psa… One też nie lubią spać “na głodnego”.

Mam ogromny niedosyt tych gór. Mam ogromny niedosyt rozmów do białego rana. Wielka otwartość, ogromna serdeczność, ciekawość i pasja poznanych tam osób sprawiła, że już tęsknię. Z pewnością wrócę i wjadę na dłużej! Nie wiem tylko, co na to mieszkańcy… Sklabinský Podzámok to miejsce bez granic.

0 Comments

Leave A Comment

Your email address will not be published.