" A może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? "

Zanim wyjedziesz w Bieszczady-wywiad z Kazimierzem Nóżka

w wywiadzie wykorzystano zdjęcia autorstwa: Wojtek Drzyżdżyk , Marcin Scelina oraz Kazimierz Nóżka

Rewild: Jako dzieciak chciałem zostać leśniczym. Myślałem o szkole w Miliczu. Potem chciałem być glacjologiem… ostatecznie zabrakło chyba odwagi, albo osoby, która popchnie mnie w tym kierunku. Skończyłem więc jako ekonomista. Na szczęście miłość do lasów i gór pozostała. Kim Ty chciałeś zostać?

KN: Widzisz, ja w przeciwieństwie do Ciebie, kończąc szkołę podstawową nie myślałem o tym, by zostać leśnikiem. Chciałem zostać mechanikiem! Całe szczęście, że się tak nie stało. Nie mam drygu do mechaniki. To jest dla mnie czarna magia. Leśnikiem zostałem bardziej z woli ojca, niż z chęci bycia nim. Mój ojciec był leśniczym i zdecydował za mnie. Teraz oczywiście jestem mu wdzięczny, choć pamiętam, że na początku się buntowałem. Ojciec rzucił mnie na głęboką wodę do miasteczka Lesko. Dla chłopaka ze wsi, w której było 16 ( a może  14 domów?), to był ogromny przeskok.

Rewild: Zawód leśnika nie przez wszystkich jest dobrze postrzegany. Rośnie świadomość ekologiczna w Narodzie. Jak zachować pewien balans? Bilans dobrych uczynków jest dodatni?

KN: Zgadza się. Masz rację. Żyjemy w czasach, w których aktywność społeczna w dziedzinie ochrony przyrody jest bardzo  duża. I dobrze. Chyba wszystkim zależy, aby chronić przyrodę. Czasem sobie myślę, że teraz wszyscy się budzą  i nagle chcą chronić to, czym leśnicy gospodarują od dziesięcioleci. Można wyciągnąć wniosek, że super zarządzano, skoro jest jeszcze co chronić. Uważam, że w moim zawodzie nie ma obecnie człowieka, który z założenia byłby, jak to na różnych spotkaniach się słyszy, rębaczem lasu. Wszystko oparte jest na planowaniu, taksacji. Dostajemy gotowe operaty na dziesięć lat – taki super plan podpisany przez Ministra. Niezależnie od rządzących frakcji, ten dokument zawsze podpisuje aktualnie panujący Minister Środowiska. Nie jest tak, że rano sobie stajemy i myślimy – dziś są kupcy na 200 kubików, to sobie utnę z górką 250. Nic podobnego. Uważam, że tych plusów po stronie leśników jest bardzo dużo. Oczywiście, jak w każdym zawodzie, znajdą się partacze.  Taka partacka robota uwypuklana jest potem do granic wytrzymałości.  Zdjęcie zrobione z perspektywy żaby grubego pniaka ukaże barbarzyństwo. Na szczęście las to dynamiczny twór, który potrafi wybaczyć ludzkie błędy. Za rok, za dwa, za trzy, jak pójdę z Tobą w miejsce dokonanego tzw barbarzyństwa, wspólnie będziemy podziwiać piękne, młode odnowienie bukowe. Tak to trwa od lat, od dekad, od wieków. W lesie jest miejsce dla ekologów, aktywistów, jest i miejsce dla leśnika. Zawsze uważam, że dobrze by było, gdyby każdy zajmował się tym, na czym zna się najlepiej, zgodnie z wykształceniem. Dobry lekarz niech operuje wspaniale ludzi i przywraca ich do zdrowia.  Piekarz niech upiecze smaczny chleb, policjant niech nas broni przed przestępcami, księgowa dobrze liczy faktury,  aktor niech gra rolę na miarę Oscara a leśnik niech się zajmuje lasem. Tak będzie najlepiej.

Rewild: Z tego, co wiem – jesteś trochę na bakier z social mediami.  Niechcący stałeś się bardzo  rozpoznawalną osobą. Twój filmik ukazujący atak wilków na niedźwiedzicę z małymi, stał się internetowym hitem.

KN: To spontaniczny, dynamiczny filmik. Przypadkowo stałem się świadkiem leśnego teatru.

Rewild: Film stał się też platformą do burzliwej dyskusji. Świat ekspertów szybko podłapał temat i zaczął kwestionować zasadność interwencji. Na szczęście wielu fanów stanęło w Twojej obronie.

KN: Jak już wiesz-dostało mi się za to bardzo od  naukowców z wielkimi stopniami. Paradoksalnie nikt z tego grona nie przeżył takiego momentu,  więc nie wiedzą jak zachowają się w chwili próby. Można na to  chłodno spojrzeć po fakcie i przeanalizować reakcję. Pewnie nie trzeba było ingerować.  Ja jednak byłem w takich emocjach, takiej adrenalinie… Właściwie to nie wiem, czy to była tak mocna ingerencja. Zdarzają się przecież wejścia aktywistów na teren rykowiska w celu liczenia łosi, czy jeleni. To bardzo podobne działanie i ingerencja w przyrodę.

Rewild: W pierwszej chwili pomyślałem: dobra robota, dobry uczynek! Finalnie i mnie dopadły wątpliwości. Pytanie więc trochę filozoficzne: ingerować, czy nie? To chyba trochę zbliżone dylematy, jak w przypadku reportera wojennego. Filmować, czy pomóc umierającemu… ?

KN: Pewnie nie powinno się ingerować, choć na to nakłada się jeszcze jeden, bardzo osobisty aspekt.  Ja z tymi niedźwiadkami byłem zżyty. Wiem, gdzie się urodziła ich matka, gdzie się urodziło ich pierwsze rodzeństwo, gdzie one się urodziły. Szczerze mówiąc-obserwacja ataku wilków była dla mnie ciężkim doświadczeniem. Mimo tych doświadczeń nie wiem, jak zachowam się następnym razem. Ta niedźwiedzica ma teraz kolejne potomstwo- Jasia i Małgosię. Pewnie bym znowu krzyknął. Ludzie krzyczą nie w takich sytuacjach!

Rewild: Ja nie oceniam. Sam nie wiem, jak bym w takim momencie się zachował.

Swoją pracą pokazujesz prawdziwe oblicze zawodu. Ukazujesz też piękno otaczającej przyrody. Twoją pracę postrzegam, jako pewną misję – kontynuację pracy W. Puchalskiego, M. Sumińskiego, ambasadora dzikiej przyrody na równi z K. Czubówną, L. Herz czy A. Wajrakiem. Dzięki wam pojawia się ciekawość, głód przyrody i przygody. Jak odbierają te działania Twoi czytelnicy?

KN: Okazuje się, że ludzi to bardzo interesuje. Istnieje zapotrzebowanie na taki przekaz i obserwacje. Ludzie tym żyją. Nasze Nadleśnictwo Baligród ma ze 140 tysięcy fanów na FB. W większości to nie są przecież ludzie mieszkający w lesie, a ludzie z blokowisk, wielkich miast. Pewnie dla niektórych jest to jedyny kontakt z przyrodą, taki na wyciągnięcie palca do klawiatury. Mogą podziwiać Bieszczady, las, dziką zwierzynę. Oglądając takie piękne widoczki ludziom się wydaje, że to pewnie jest Park Narodowy. To tak nie jest. Tu są normalne, gospodarcze lasy. Prowadzimy gospodarkę tak, by było miejsce dla ludzi, którzy tu pracują i zarabiają na chleb. Finalnie masa drewna jedzie do społeczeństwa. Jest i miejsce dla przyjeżdżających turystów, ekologów.

Warto być tym ambasadorem, warto pokazywać przyrodę.  Warto też pokazywać, że choć to las gospodarczy, to zachowana jest ciągłość tego lasu. Nasz las ma wiele funkcji: turystyczną, ochronną, produkcyjną i wiele innych, tylko trzeba umieć to pogodzić i właściwie pokazać. Jeśli będziemy ukrywać, że wycinamy drzewa, to chyba coś jest nie tak.

Rewild: Żeby była jasność: jestem bliżej ekologów i chciałbym, aby moje wnuki zobaczyły jeszcze dziki, prastary las, a nie tylko przemysłową plantację. Jestem jednak głosem rozsądku i dialogu, bo żyjemy w świecie, w którym to wszystko trzeba jakoś pogodzić.

KN: Widzę, że jesteś mocno ideowy. Dobrze, że tak mówisz i dobrze, że tacy ludzie jeszcze są.

Ja mam teraz problem z wilkami. Pracuję w terenie i wiem ile ich jest. Codziennie mogę nagrywać jedną z watah, nawet po dwadzieścia sztuk. Dzięki codziennej obserwacji wiem, że tu tych wilków jest za dużo. Oczywiście wilki są pod ochroną i zdaję sobie z tego sprawę. Chronimy gatunki zagrożone. Te populacje się potem odbudowują i co dalej? Chroni się je dalej i jest ich jeszcze więcej. Musimy mieć wyobrażenie, że podobnie jest z łosiem, który jest pod ochroną. Przybywa go i przybywa. Podobnie też  jest z żubrami, których mieliśmy mieć u nas 175 wg wyliczeń naukowców. Teraz mamy ich ponad 400. Trzeba to chcieć dostrzec. Nie można się zasklepić w przekonaniu, że należy nieustająco chronić gatunki. Do tego jeszcze wyeliminujmy przy okazji myśliwych…Przecież pojawiają się głosy, by regulacją liczebności gatunków zajmowali się fachowcy. Czyli kto, pytam? Jakaś zbrojna grupa powołana przez Ministra, która będzie jeździć czarną Wołgą i strzelać? Te tematy są tak trudne, że czasem brakuje sił.

Rewild: Ja jednak wierzę w naturalną selekcję bez ingerencji człowieka. Ilość wilków zwyczajowo jest adekwatna do ilości dzikiego areału i zwierzyny. Jak wspomniałeś-to jednak temat rzeka i każdy będzie miał swoje, często słuszne, racje.

Rewild: Nadleśnictwo Baligród stało się bardzo rozpoznawalne. Plan zdjęciowy do serialu Wataha. Kanał Youtube.  Jak się to wszystko zaczęło?

KN: Słuchaj, zanim jakiś serial zacznie realizację, filmowi spece jeżdżą, oglądają, odwiedzają czasem leśników. Nadleśnictwo Baligród chyba wpadło w oko twórcą serialu Wataha, bo bardzo dużo ujęć, zwłaszcza I serii, było u nas robionych. Praktycznie wszystkie nasze perełki przewinęły się w serialu. Dzięki temu jesteśmy rozpoznawalni. Nie tyle Nadleśnictwo co marka Baligród. Baligród był kiedyś miejscowością dość dziwaczną. Jeśli przyjechała telewizja, to tylko po to, by porozmawiać z siedzącymi w parku menelami. Tak tą mieścinkę pokazywano. Szczęśliwie dziś Baligród wyświetla się w Internecie kilkuset tysiącom ludzi na świecie, i to pozytywnie. Mamy w tym skromny udział. Swoją pracą, materiałami wideo dokładamy swoją cegiełkę. Napływające, miłe sygnały i tych kilka niemiłych  powodują, że dzwonią do nas wszystkie telewizje, bez względu na orientacje polityczne. Przyjeżdżają do nas, zapraszają do swoich warszawskich centrali, telewizji śniadaniowych itp.  Fajnie. Przyroda nie ma barw politycznych. Da sobie radę niezależnie od tego, ile nowych partii,  fundacji, inicjatyw powstanie. Jestem pewny, że przyroda sobie poradzi.

Rewild: „Proszę państwa, oto miś. Miś jest bardzo grzeczny dziś, Chętnie państwu łapę poda. Nie chce podać? A to szkoda.” Ten wiersz J. Brzechwy zna chyba każdy Polak. Ty nadajesz imiona każdemu misiowi w Baligrodzie  Który jest Twoim ulubionym?

KN: Miś to oczywiście forma żartu. Różne te niedźwiadki były. Najbardziej lubię  parkę maluszków, którym nadałem imiona: Jaś i Małgosia. Są tak miłe i urocze… Praktycznie nie ma tygodnia, bym się na nie nie natknął. Nie wiem, czy to one za mną chodzą, czy ja za nimi… ale te nasze drogi wciąż się krzyżują.

Rewild: To jednak nie pluszowe misie a dzikie, groźne zwierzęta.  Pewnie masz mnóstwo przygód w lesie. Która zapadła Ci głęboko w głowie lub sercu?

KN: Przy każdej okazji podkreślamy, że te „misiaczki” to groźne bestie i każdy musi się liczyć z tym, że spotkanie niedźwiedzia na trasie zawsze wiąże się z poważnym niebezpieczeństwem. Przygód z niedźwiedziami miałem już chyba sześć. Kończyły się ucieczką do samochodu. Wiem, że nie postępowałem książkowo, zgodnie z instrukcją. Głowa mówiła-kładź się  na ziemię, skul się i chroń głowę, a finalnie zwyciężały nogi. Głowa swoje, nogi swoje. Trzeba jednak wiedzieć, że przed niedźwiedziem, co do zasady, ucieczki nie ma. Widocznie nie chciały mnie dogonić, odpuszczały pościg i teraz możesz ze mną rozmawiać.

Rewild: Dziś jest premiera najnowszej książki: „Zanim wyjedziesz w Bieszczady”. Przybliżmy ją czytelnikom Rewild.pl O czym jest książka? Co  w niej odkryjemy?

KN: To nie jest typowy przewodnik turystyczny i trzeba to wyraźnie zaznaczyć. To bardzo szerokie spojrzenie na Bieszczady, na bieszczadzkie życie, pracę leśników( konkretniej na mnie i kolegę botanika Marcina Scelina). Myślę, że takiej książki brakowało na rynku. Pojawiały się jedynie książki o bieszczadzkich zakapiorach, a przecież Bieszczady to nie tylko te kilka „barwnych” postaci, które rzeźbią jelonki, diabełki i aniołki, popijając tanie wino. Są też ludzie, którzy tu pracują, którzy wychowują dzieci, gospodarzą na tej ciężkiej ziemi. O takich ludziach do tej pory nie chciano pisać, bo to wydawało się mało atrakcyjnym tematem. Na szczęście znalazło się wydawnictwo, które wzięło nas na tapetę. Pewnie trochę pomogła w przebiciu się tematu nasza rosnąca rozpoznawalność. Leśnicy też mają swoje życie, problemy, lęki, jak to w życiu. Nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem książek, ale sam przeczytałem i „Zanim wyjedziesz w Bieszczady” czyta się dobrze. Jeździmy teraz z promocją książki. Mamy bardzo miłe odczucia po premierowym spotkaniu z czytelnikami w Sanoku. Było masę ludzi, masę pytań. Szkoda tylko, że mało było pytań do botanika, bo można go było bardziej maglować 🙂

Rewild: Z Bieszczadami jesteś związany od ponad 40 lat. Czy potrafiłbyś zasnąć w „wielkim mieście”?

KN: W wielkim mieście jestem bardzo rzadko, właściwie wychodzi, że raz na kilkanaście lat… W tym roku zdarzyło się odwiedzić syna w Krakowie. Kładąc się myślałem tak: pewnie za chwilę przestaną jeździć tramwaje, pewnie za chwile zgasną światła i zrobi się ciemno, wreszcie zasnę… Zaczną śpiewać świerszcze, noc będzie tak ciemna jak w moim domu. Niestety tak nie było, ale ostatecznie zasnąłem. Człowiek musi spać, by się zregenerować. Moim miejscem jest Bukowiec i chciałbym tu pozostać na zawsze.

0 Comments

Leave A Comment

Your email address will not be published.